września 30, 2017

(655) Eskpedycja. Historia mojej miłości

(655) Eskpedycja. Historia mojej miłości
Tytuł: Eskpedycja. Historia mojej miłości. 
Autor: Bea Uusma
Wydawnictwo Marginesy
Stron 320

Opis wydawcy:
Wszystko w tej książce jest prawda. Wszystko się wydarzyło. Oprócz tego, co napisano na stronach 275 i 276.

Jest 11 lipca 1897 roku. Trzej członkowie wyprawy polarnej ze Sztokholmu: Salomon August Andrée, Knut Frænkel i najmłodszy – dwudziestoczteroletni, Nils Strindberg, odlatują wypełnionym wodorem balonem o nazwie „Orzeł” w stronę bieguna północnego. Trzydzieści trzy lata później zupełnym przypadkiem inna wyprawa natrafia na resztki ich ostatniego obozowiska na lodowcowej wyspie. W dziennikach można przeczytać, że po kilku dniach w balonie musieli awaryjnie lądować pośrodku wielkiej kry i przez kolejne miesiące próbowali wrócić na stały ląd.

Trzech mężczyzn o minimalnej wiedzy na temat Arktyki znalazło się w środku koszmaru. Nie przebyli nawet jednej trzeciej odległości do bieguna, nie udało im się nawet dotrzeć najdalej na północ – oni wylądowali na 82° 56’, przed nimi norwescy polarnicy dotarli już dalej. Członkowie wyprawy byli tego świadomi. Wobec innych wypraw, które kończyły się sukcesem, ta w ogóle nie powinna była się odbyć.

Na początku każdy z nich miał ciągnąć sanie o wadze 200 kilogramów, ale ostatecznie przepakowali je i zostawili dużą część wyposażenia. Ale po co ciągnęli ze sobą do końca kilka tomów encyklopedii, spinacze, krawaty, szalik z różowego jedwabiu, obrus? Zapisują: „Tu każdy dzień mija jak inny. Ciągniemy sanie, jemy i śpimy”. Żaden z członków wyprawy nie wiedział, jak utrzymać się przy życiu w warunkach arktycznych.

Przez niemal sto lat badacze Arktyki, dziennikarze i lekarze próbowali rozwiązać zagadkę: co tak naprawdę wydarzyło się na wyspie? Co spowodowało śmierć trzech członków ekspedycji? Mieli przecież dużo pożywienia, ciepłe ubrania, skrzynie z amunicją i broń. Wszystko to znaleziono obok ich ciał w obozowisku. A także inne pamiątki, które mogły powiedzieć coś więcej o uczestnikach: medalik ze zdjęciem i puklem włosów narzeczonej Strindberga, Anny Charlier, rolki filmowe ze zdjęciami wykonanymi podczas wyprawy.

Moja opinia: 
"Ekspedycja. Historia mojej miłości" to nawet dla mnie, jako osoby niezainteresowanej wyprawami arktycznymi, zdobywaniem biegunów, krainami wiecznego lodu pozycja ogromnie ciekawe i inspirująca, ponieważ posiadają większe znaczenie uniwersalne niż osoba zapoznana jedynie z opisem tej książki mogłaby się spodziewać. To piękna, fascynująca opowieść o pasji, która odmienia i determinuje nasze życie. Historia wielkiej miłości do tego co się robi... i przede wszystkim pozycja o tym, że dla pasji warto odmienić swoje życie, że tylko w realizowaniu się, spełnianiu swoich ambicji i oczekiwań można odnaleźć szczęście i satysfakcję. 

Bea Uusma już jako dziecko zakochała się w historii nierozważnej wyprawy polarnej, w której wzięli udział trzej mężczyźni - posiadający jedynie szczątkową wiedzę o warunkach życia, trudnościach, które będą musieli pokonać. O trudnościach, których w efekcie pokonać im się nie udało. Ta historia, która miała miejsce tak wiele lat przed jej urodzeniem zaważyła na tym jak potoczyło się jej życie. Bea Uusma miała jasny cel. Chciała pójść na medycynę, aby móc badać przyczyny śmierci odważnych podróżników... Cel ten osiągnęła, jednak rozwiązania zagadki nieudanej wyprawy polarnej nie poznała. Nie mniej w swojej książce zawarła wiele hipotez - wraz z ich argumentacją: za i przeciw. W tym wszystkim widać niezwykłą pracę badaczki, ale także fascynatki. Ta książka ma krótko mówiąc ręce i nogi!

"Ekspedycja..." nie jest książką stricte naukową ani dokumentalną. To zbiór hipotez, osobistych refleksji autorki. Dla fanów polarnych wypraw i ich historii - pozycja obowiązkowa! Wydanie tej pozycji przyciąga spojrzenie - duża ilość zdjęć, tabel, wykresów... to wszystko sprawia, że to dobra książka także, żeby ją po prostu przeglądać, wertować, wynotowywać ciekawe informacje. Oczywiście - ta pozycja powstała w wyniku długoletniej pracy badaczka, a jej hipotezy... mają jasne uzasadnienie w informacjach, które posiadamy na temat tamtej wyprawy.  Bardzo cieszy mnie, że w książce znalazły się kopie zapisków z dzienników podróżników, wiele zdjęć i danych historycznych. "Ekspedycja" była dla mnie dzięki temu bardzo przyjemną, ciekawą, a co najważniejsze... niewydumaną lekturą. 

Moja ocena: 7/10

września 29, 2017

(654) Serce

(654) Serce
Tytuł: Serce
Autor: Radka Franczak
Wydawnictwo Marginesy
Stron 304

Opis wydawcy:

Zmiana, o której myślisz, przychodzi niespodziewanie.


Wcale nie tak, jak chciałaś.

Ale zawsze prowadzi cię do miejsca, w którym chcesz być najbardziej.

Młoda dziewczyna z Polski jedzie z chłopakiem do Szwajcarii – chce poznać świat, zarobić pieniądze, wyrwać się z nijakości. Wika trafia do podupadłej rezydencji nad Jeziorem Genewskim, gdzie mieszkają tylko dwie kobiety - matka i córka. Ma pomóc w pracach domowych i zaopiekować się starzejącą się Shirley. Trzy kobiety spotykają się w momencie, kiedy ich życie zmieniają wydarzenia, na które nie mogły być gotowe. Podróż młodej Wiki okazuje się być podróżą w głąb siebie, wprost do swojego serca i jego największych pragnień.

Moja recenzja:
"Serce" Radki Franczak to książka, której przyglądałam się już odkąd pojawiła się w zapowiedziach, czyli od dawna. Jednak cały czas, mimo rekomendacji Andrzeja Wajdy na okładce - coś mnie od niej odpychało. Może to ten opis? Już niejedna pozycja tego typu przez rynek wydawniczy się przewinęła... młoda dziewczyna wyjeżdża za granicę, w poszukiwaniu pracy, zarobku, lepszego życia, a tak naprawdę wyrusza w podróż w głąb siebie. Im więcej czytam, tym częściej towarzyszy mi myśl, że obecnie naprawdę trudno trafić na książkę, której naczelnym motywem nie byłaby pielgrzymka / wędrówka nie tyle fizyczna, co psychiczna - w głąb siebie. Poszukiwanie, odkrywanie i zmienianie, które jednak nie zawsze zależne jest od nas samych. Literatura jest tego pełna - szczególnie polska. Moje nastawienie do "Serca" Franczak musiało jednak w końcu ulec zmianie - nominowana do najważniejszych polskich nagród literackich - w tym do Nike (wyniki poznamy już niebawem)... w końcu została przeze mnie przeczytana. Powieść Franczak nie jest dla mnie literackim wydarzeniem roku, ale pozycją angażującą psychicznie, a co za tym idzie emocjonalnie czytelnika w jej lekturę. To jedna z tych powieści, które z każdą kolejną stroną dają czytelnikowi więcej - z powieści jakich wiele przeobrażają się w utwór, który porusza i wstrząsa - może nie poruszaną tematyką, ale sposobem jej przedstawieniem. Językiem, stylem i emocjonalną prostotą. 

Debiutancka powieść Radki Franczak jest subtelną opowieścią o dojrzewaniu, odkrywaniu świata, krańcowych momentach naszego życia i tragediach, które wpływają nie tylko na naszą duszą, psychikę, ale także na ciało. "Serce" to literatura dojrzewająca z każdą stroną, skrywająca w sobie więcej niż sugeruje nam to opis. Zaczyna się jak historia jakich wiele - wyjazd młodej pary za granicę (jak możemy się domyślać) na początku XXI wieku. Wyjazd z Polski, która prezentuje zupełnie inny obraz niż reszta Europy. Zderzenie z inną architekturą, z autostradami, szybkimi samochodami (na myśl przychodzi mi scena, gdy bohaterowie boją się o swoje życie podczas podróży z Niemcami, którzy ich zdaniem widocznie przekraczają dozwoloną prędkość). To historia o pożegnaniu starego świata i Polsce widzianej z oddali, z dystansu, przez pryzmat innej rzeczywistości. Kluczowa jest scena, w której główna bohaterka wraz ze swoim narzeczonym buszuje po wysypisku śmieci w Szwajcarii, gdzie przejeżdżające dzieci wszystko niszczą, dopuszczają się aktu destrukcji..., a oni... młodzi Polacy? Obiecują sobie, że kiedy będą urządzać własne cztery kąty - wybiorą się na to wysypisko po meble, zastawy. To co w Szwajcarii jest na porządku dziennym, to czego w pewnym momencie zaczyna być za dużo, bo dzieci dostają zabawkę za zabawką, pojawiają się nieustannie nowe trendy... dla Wiki i jej chłopaka jest prawdziwym rajem, rarytasem. To jednak zauważają jedynie oni, bo Polska jest inna. 

Ukazany dysonans między Polską a Szwajcarią tak naprawdę pokazuje, że paradoksalnie na chwilę obecną wcale tak bardzo się od nich nie różnimy. I nas dopadł nieustanny pęd, pogoń za coraz to nowszymi technologiami i nowinkami. Zanika szacunek do jedzenia, przedmiotów, otoczenia..., ale może żeby się odbić... trzeba dotknąć dna? Te dwa państwa, można by powiedzieć: te dwa bieguny widziane są oczami niewprawnej jeszcze życiowo i emocjonalnie Wiki, która nie wie czego poszukuje, gdzie podąża i co chce osiągnąć na mecie. Nie wie nawet gdzie ta się znajduje. A ewentualne plany? Rzeczywistość oczywiście je szybko weryfikuje. Autorka dzięki umieszczeniu w centrum niedoskonałej, niedoświadczonej kobiety wydobywa z tej powieści swego rodzaju dziewiczość, subtelność, jednak taką... która jest najbardziej uderzająca. 

Wika za sprawą znajomości nabytych w Szwajcarii dostaje pracę u z lekka ekscentrycznej Robin i jej matki Shirley. Obie kobiety zostały skrzywdzone przez los, mężczyzn. Są bardzo samotne, jednak reprezentują z gruntu odmienne podejście do swojej sytuacji. Shirley do pewnego momentu się nie poddaje - próbuje znaleźć swoje szczęście mimo dosyć podeszłego wieku. Robin staje się jednak zgorzkniała, momentami zawistna, bardzo często zjadliwa. W ten świat skomplikowanych kobiecych emocji i relacji - nie tylko na płaszczyźnie matka-córka, ale także przyjacielskiej zostaje wpuszczona Wika. Niepozorna dziewczyna, która zostaje uwikłana w tę historię - zdecydowanie bardziej niż by sobie tego życzyła. Jednak wtedy jest już inna - nie mamy do czynienia z tą niewinną dziewczyną, która po raz pierwszy wyjeżdża  za granicę, a z młodą kobietą, która posiada już niemały bagaż życiowych doświadczeń - także porażek i tragedii. Staje się odmieniona fizycznie i psychicznie. Te przemiany językiem delikatnym, stosunkowo lakonicznym udało się Radce Franczak rewelacyjnie oddać. 

"Serce" Radki Franczak, choć zaczyna się jako niezobowiązująca historia o parze młodych ludzi - kończy się bardzo zobowiązująco. Emocje poszczególnych bohaterów nawarstwiają się, a oni sami stają się niekiedy dla czytelników swoistą enigmą. Wbrew pozorom Radka Franczak nie pogłębiła wątku romansowego. Ten znalazł się zdecydowanie na dalszym planie powieści. Chodziło raczej o ładunek emocjonalny, który za sobą niósł. Debiutującej pisarce udało się zgrabnie i bardzo przejmująco nakreślić proces (niekiedy bardzo brutalny) dojrzewania... do trudów życia. Do jego zawikłania, do jego tragedii, skomplikowanych relacji międzyludzkich. Wielkie brawa dla autorki za ciekawe i barwne portrety psychologiczne bohaterów, za niezwykłe oddziaływanie emocjonalne na czytelnika (szczególnie pod koniec) i za kawał dobrej (choć wrażliwej) literackiej roboty. 

Moja ocena: 8+/10

września 26, 2017

(653) Stancje

(653) Stancje
Tytuł: Stancje
Autor: Wioletta Grzegorzewska
Wydawnictwo W.A.B.
Stron 192

Opis wydawnictwa:
Po maturze Wiolka przyjeżdża z rodzinnej wsi do Częstochowy na studia polonistyczne. Życie w mieście to dla dziewczyny szereg nowych wyzwań. Wzdłuż ulic nazwanych imionami świętych ciągną się sklepiki z dewocjonaliami i włóczą pielgrzymi.

Świat nie zna jeszcze komputerów i telefonów komórkowych. Wiolka tuła się od jednej stancji do drugiej: mieszka w podejrzanym robotniczym hotelu, klasztorze, wynajętej kawalerce. W każdym miejscu poznaje innych ludzi i ich historie, słucha opowieści o kosmosie, więzieniu, oswojonych wronach, rosyjskich zupach, narzeczonej, która oszukała i odeszła. Pozostaje otwarta na nowe doświadczenia i lektury. Stopniowo konfrontuje się ze wspomnieniami o dzieciństwie spędzonym na wsi, własnymi wyobrażeniami, swoim ciałem.

Wreszcie, zakochuje się po raz pierwszy. Powieść Wioletty Grzegorzewskiej to subtelna historia o dojrzewaniu, młodzieńczym zagubieniu, poszukiwaniu i poznawaniu samego siebie. Stancje są także luźną kontynuacją docenionego przez krytykę zbioru Guguły, wydanego w 2014 roku.

Moja recenzja:

Wioletta Grzegowska to autorka znana szczególnie za sprawą powieści "Guguły", nominowanej do nagrody Nike. "Stancje" luźno nawiązują do tego poprzedniego zbioru, jednak spokojnie można je czytać także bez znajomości tamtego utworu. Wydane pod koniec sierpnia w serii Archipelagi wydawnictwa W.A.B. przyciągają uwagę minimalistyczną okładką, znanym nazwiskiem na okładce, a podczas lektury nie zawodzą. "Stancje" to dawka naprawdę dobrej, polskiej literatury wysokich lotów – zbiór tekstów, których wspólnym mianownikiem jest postać głównej bohaterki oraz stancje... przemieszczanie się – symboliczne poszukiwanie swojego miejsca na ziemi. Bohaterka odbywa pielgrzymkę horyzontalną i wertykalną, wyrusza w głąb siebie, zakochuje się po raz pierwszy i w pewnym sensie zdecydowanie walczy o przetrwanie. Ta jej walka jest taka prawdziwa, niewydumana. 

Życie ukazane w powieści Wioletty Grzegorzewskiej jawi się jako trudna, kręta droga przetykana jedynie krótkimi postojami. Postojami, które wiążą się z równie krótkimi okresami szczęścia, stabilizacji i spokoju. Wioletta jest młoda, niedoświadczona, przyjeżdża do Częstochowy studiować. Początkiem jej życiowej wędrówki jest mała miejscowość pod Częstochową, do której w swoich opowieściach, we wspomnieniach będzie często powracała. Jako do swojego źródła, miejsca pierwszych inicjacji – chwil szczęścia, ale także przemian. W jej pamięci ważne miejsce zajmuje rodzina – szczególnie dziadkowie i ich życiowe doświadczenia... także te wojenne. To motyw bardzo często pojawiający się w polskiej literaturze – oddziaływanie wojny na kolejne pokolenia, nawet nie te bezpośrednio nią dotknięte. Wioletta Grzegorzewska wplata ten wątek nienachalnie, ale zarazem bardzo celnie i mocno. Te urywki, te aluzje do wojennych przeżyć (nie tylko dziadków Wioli, ale także przełożonej klasztoru, w którym w pewnym momencie ląduje) wywarły na mnie bardzo duże wrażenie, ponieważ Grzegorzewskiej udało się uniknąć epatowania tym tematem. W ogóle mam wrażenie, że "Stancje" to wysublimowana proza. 

"Stancje" są krótką pozycją złożoną z bardzo krótkich rozdziałów, z których każdy zostaje celnie rozpoczęty oraz inteligentnie zakończony, tworząc ciekawą całość. Prozę Grzegorzewskiej możnaby analizować słowo po słowie, ponieważ wbrew pozorom zawiera w sobie bardzo dużo sensów, a lapidarność i skrótowość stosowane przez Grzegorzewską są bardzo wymowne. Mimo swojej małej objętości "Stancje" mają zamkniętą formułę, kończą się intrygująco, ale zasycają pragnienia literackie czytelnika. Spotkałam się z niejedną opinią mówiącą o tym, że "Stancje" nie dorównują "Gugułom". Na razie nie mogę się do tego odnieść, ale mam poczucie, że to bardzo możliwe. Jej najnowszy utwór bowiem nie wbija w fotel, choć bez wątpienia zasługuje na uwagę. 

Wioletta Grzegorzewska nie przykłada w swojej powieści dużej uwagi do portretów psychologicznych bohaterów, ale podkreśla ich różnorodność. Nadaje im pojedyncze, ale wyraziste rysy. Zarysowuje, ale nie pogłębia ich postaci. Czy powoduje tym niedosyt? Niekoniecznie, ponieważ to właśnie ten pozorny zamęt i wielobarwność sprawiają, że czytelnik trwa w tej lekturze. Niezbyt długiej, ale wartościowej. "Stancje" nie posiadają fabuły o której można by opowiadać godzinami. Nawet pojawiający się wątek miłosny, opisywany jako historia pierwszej miłości... nie został przez autorkę pogłębiony. Ta jedynie się po nim prześlizgnęła... Najważniejsze jest przemieszczanie się, poszukiwanie i dostrzeganie jak inni kierują życiem bohaterki. Dojrzewanie, usamodzielnianie się, wyrywanie spod wpływu innych... o tym wszystkim mówią "Stacje" na podstawie losów niezbyt charyzmatycznej bohaterki. Powieść autorki "Guguł" jest krótką, lapidarną, ale bogatą sensologicznie powieścią. 

Moja ocena: 7+/10

września 23, 2017

(652) Obłoki Fergany

(652) Obłoki Fergany

Tytuł: Obłoki Fergany
Autor: Przemysław Chwała
Wydawnictwo Muza
Stron 304

Opis wydawcy:


Reportaż jest podróżą do świata magicznych medres i miast, a także niesamowitych gór, pasterskich zwyczajów oraz codziennych problemów mieszkańców Azji Centralnej. To opowieść o ludziach szukających własnego miejsca na gruzach nowej, postradzieckiej rzeczywistości. Rosjanach, którzy po upadku „Imperium” stali się jakby bezdomni, Kirgizach - budujących swą nową tożsamość oraz Uzbekach, dla których brakuje miejsca zarówno we własnej ojczyźnie, jak i zamieszkiwanej przez nich od wieków kirgiskiej części Kotliny Fergańskiej.


Moja opinia: 


Reportaży napisano wiele, jednak Rosja jest na tyle barwnym krajem, że cały czas można tworzyć o niej reportaże zaskakujące, poruszające i intrygujące, które raz za razem będą odmieniały spojrzenie czytelników na tę kulturę, sposób bycia i mentalność. Rosja ma wiele oblicz, jednak klimat jest zawsze ten sam. Autor "Obłoków Fergany" jest kolejnym pisarzem, któremu udało się go oddać. Nazwy "Rosja" używamy oczywiście umownie. "Obłoki Fergany" bowiem mówią przede wszystkim o Kirgistanie, czyli państwie należącym dawniej do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Kirgistan – jeden z najbardziej zapomnianych przez Zachód regionów świata. Uzbekistan, Kazachstan... o tych państwach się mówi, a Kirgistan? Dobrze, że mówi o nim chociaż Przemysław Chwała. 

Kirgistan to zapomniany przez świat region koczowników, wielkich tradycji, pasterskich zwyczajów. Mieszkańcy Kirgistanu pozostali bez celów, pracy po zamknięciu fabryk i radzieckich kołchozów. W pewnym sensie radzieckie władze nad nimi czuwały. Komunistyczny świat o nich dbał, wyznaczał im cele, zapewniał pracę, był oparciem dla ich kultury. Po upadku komunistycznego bloku – pozostali zostawieni sami sobie. Zyskali nową tożsamość narodową, ale pamięć o tym co było – pozostała. Dzisiaj zmagają się ze "zwykłymi" problemami mieszkańców Azji Centralnej. Ze względu na swoją kulturę i historię, która cały czas jest w nich żywa pozostają na marginesie, a raczej na granicy. Gdzieś między Rosją a Zachodem... Nie mogą się odnaleźć, a życie w kotlinie Fergany bywa brutalne. 

Przemysław Chwała napisał książkę, w której dużo mówi o osobistych doświadczeniach związanych z Kirgistanem. Kirgistan nie jest krajem, który przyciąga turystów. To świat ogarnięty przestępczością, łapówkarstwem (czasami lepiej zapłacić niż użerać się z urzędnikami). Świat, który zjadają nadużycia i narkotyki. Podróże Przemysława Chwały łączą się z zagrożeniami, a jednak on cały czas w nie wyrusza, aby poznawać świat Azji Centralnej i ludzkie historie – poruszające, ponieważ prawdziwe. W swoim reportażu opowiada o ludzkich marzeniach i niepokojach. Niepokojach związanych z biedą, głodem, bezrobociem... bo w Kirgistanie albo jest się na samym szczycie albo na samym dole. Kirgizi marzą o lepszym świecie, o Zachodzie, o emigracji wierząc, że tam będą mogli zacząć wszystko od nowa – zapewnić lepszy byt swoim dzieciom, a tym samym późniejszym pokoleniom. W Kirgistanie jeśli już uda się dostać pracę – jest ona bardzo nisko płatna... nietrudno jest się znaleźć na skraju nędzy. Marzenia o wyjeździe na Zachód, choć trudne do realizacji czasami udaje się spełnić. Zostawić za sobą ojczyznę, kulturę i tradycję, jednak... nie zawsze jest to recepta na lepsze jutro. Także Zachód potrafi być brutalny, a wielkie idee i marzenia o powrocie do swojej ojczyzny, kiedy już na Zachodzie coś się osiągnie? Rzeczywistość to wszystko weryfikuje. Niestety w większości przypadków na niekorzyść. 

"Obłoki Fergany" to interesujący reportaż o Kirgistanie i Uzbekistanie, świecie który przemija oraz państwach i ludziach, którzy marzą o lepszym jutrze. Zbliżeniu się do Rosji... lub Zachodu. Książka Chwały nie stanowi akademickiego podręcznika dotyczącego historii tych państw, a opowieść o bolączkach i marzeniach ich mieszkańców. Nasuwa się myśl, że większość państw byłego Związku Radzieckiego ma te same marzenia i obawy, a jednak... poznawanie kolejnych ludzi, kolejnych historii rozwija... i jest tak samo fascynujące jak przy zderzeniu z pierwszą historią. Przemysław Chwała nie przedstawia suchych faktów, a swoją opowieść wzbogaca zdjęciami z podróży. "Obłoki Fergany" polecam wszystkim zainteresowanym postradziecką rzeczywistością i reportażami dobrze oraz zgrabnie napisanymi. 

Moja ocena: 7/10

września 20, 2017

(651) Droga do ciebie

(651) Droga do ciebie
Tytuł: Droga do ciebie
Autor: J. P. Monninger
Wydawnictwo Czarna Owca
Stron 320

Opis wydawcy:
Romantyczna i malownicza opowieść, która dzieje się w wyjątkowym momencie życia młodej kobiety. Heather kończy naukę w college’u i  wyrusza w podróż po Europie w towarzystwie dwójki najlepszych przyjaciół. Zostawia za sobą szkolne obowiązki, a dorosłość dopiero wisi w powietrzu. Przed nią już tylko to jedno jedyne lato, by być naprawdę wolną. Heather nawet nie przeczuwa, że spotka kogoś takiego jak Jack. Nieoczekiwanie dostrzega w nim miłość swojego życia. Jack jest tajemniczym, starszym od Heather o kilka lat mężczyzną, który zainspirowany dziennikami dziadka postanawia odwiedzić różne miasta w  Europie. Niecodzienna podróż staje się dla Heather przygodą życia. Jednak pewna tajemnica, którą skrywa Jack, zmienia dosłownie wszystko.

Moja opinia:
Ostatnia podróż przed wstąpieniem w dorosłe życie. Piękna Europa, najpiękniejsze miasta europejskie i podróż oczami Amerykanki, która znajduje się dopiero u progu swojego życia. Życia, które już skrzętnie zaplanowała i w którym nie zamierza wprowadzać najmniejszych zmian. "Droga do ciebie" zbiera różne opinie – od tych skrajnie pozytywnych po te skrajnie negatywne. Dla mnie miała być ciepłą, romantyczną, kobiecą i co najważniejsze niezwykle klimatyczną powieścią, która umili mi ostatni dzień wakacji. Jedno jest pewne: wystarczyła mi na jeden z ostatnich dni wakacji, ale cała reszta... to już nie jest takie czarno-białe. Książka J. P. Monningera była odkąd tylko pojawiła się w zapowiedziach porównywana do powieści Nicholasa Sparksa. Rzeczywiście – wątki przewijające się w powieści Monningera są bardzo podobne do tych, które pojawiają się u Sparksa, jednak wykonanie gorsze. "Droga do ciebie" nie chwyciła mnie za serce, nie porwała, ale była dość sympatyczną lekturą, jednak moim zdaniem... zdecydowanie dla tych mniej wymagających czytelniczek.

Podróż po Europie, która miała być jednym z głównych wątków tej powieści okazała się być jedynie mało interesującym i co gorsza mało klimatycznym tłem tej historii. Są takie miasta, których klimat może być trudno oddać Amerykanowi jak np. Kraków..., ale nie poradzić sobie z oddaniem klimatu Paryża lub Rzymu? To miasta tak specyficzne, tak eksploatowane we wszelkich filmach i książkach, że pisarz – w dodatku taki aspirujący do miana dobrego – powinien być nimi wręcz literacko przesiąknięty, aby móc je odwzorować w swoich utworach
W "Drodze do ciebie" wszystko jest miałkie, jednakowe, a podróż, którą odbywają bohaterowie mogłaby się odbywać w każdym dowolnym mieście na świecie lub mogłaby się tak naprawdę nie odbyć w ogóle... Zabrakło mi większej ilości wyraźnych akcentów narodowościowych i podróżniczych, choć nie ukrywam, że kilka się pojawiło (np. Wątek z Żubrówką). Żałuję jedynie, że autor nie poszedł bardziej w tym kierunku.

Historia stara jak świat – poznają się w pociągu podczas podróży. Zakochują się w sobie, trochę się kłócą, nie mogą się ze sobą dograć, a potem jednak coś się zmienia. Wątek dosyć przewidywalny, tkliwy, nawet romantyczny, jednak... postać głównej bohaterki ten romantyzm niejednokrotnie zabijała. Heather jest przewrażliwiona na punkcie swojej ściśle opracowanej przyszłości oraz myśli, że ktokolwiek mógłby podważyć jej zasadność. Jack jest jej zupełnym przeciwieństwem – starszy o kilka lat, niejedno już w życiu przeszedł, nie żył pod dobroczynnym kloszem rodziców. Czasami się nie rozumieją – zaczyna łączyć ich silne uczucie, ale miłość to przede wszystkim wychodzenie z w łasnej strefy komfortu... a na to nie każdy potrafi się zdobyć.

Kłótnie głównych bohaterów, bezzasadne spory, irytacja bez powodu, sprzeczki o głupoty, przydługie, bezsensowne dialogi, które nie wnoszą nic do treści, a są jedynie powtarzaniem rozmów, które już dawno się odbyły... to wszystko sprawiało, że treść książki Monningera momentami stawała się nużąca, toporna... i taka bezsensowna. Autor wpada z jednej skrajności w drugą – przechodzi od sprzeczek do nadmiernej tkliwości, a tak naprawdę przez większość czasu to książka o niczym. W moim odczuciu nie ma w niej ani przedstawionej porządnie podróży ani też miłości, która rozpaliłaby nawet największe romantyczki. Monninger w miłosnej powieści chciał przekazać treści o poszukiwaniu samego siebie, szaleństwie młodości, idei carpe diem. Miał dobry pomysł na fabułę, jednak nie potrafił go zrealizować. W rezultacie oddał w ręce czytelników dosyć nijaką, a z pewnością przeciętną powieść, która choć z początku intryguje... z czasem zaczyna po prostu nużyć. Nie poradził sobie z udźwignięciem fabuły, oddaniem klimatu Europy i nie potrafił zapanować nad swoim językiem, tak aby doprowadzić go do dobrego poziomu. Styl to bez wątpienia coś nad czym musi popracować, ale brawa za zakończenie, które jest zaskakujące... bo tak naprawdę niejednoznaczne. Krótko mówiąc: czytacie na własną odpowiedzialność!

Moja ocena: 5+/10

września 16, 2017

(650) Kartagina

(650) Kartagina
Tytuł: Kartagina
Autor: Joyce Carol Oates
Wydawnictwo Rebis
Stron 552

Opis wydawcy:
Joyce Carol Oates jak zwykle w najwyższej formie!
Tytułowa Kartagina to amerykańskie miasteczko otoczone malowniczymi górami Adirondack – wśród nich ginie bez śladu Cressida Mayfield, wyobcowana nastolatka, odstająca od swojej powszechnie szanowanej rodziny. Policja i ojciec Cressidy podejrzewają, że za jej zniknięciem stoi bohater wojny w Iraku, Brett Kincaid, były narzeczony starszej z sióstr Mayfield, pięknej i „grzecznej” Juliet, w którego towarzystwie widziano dziewczynę po raz ostatni. Brett twierdzi jednak, że niczego nie pamięta, ale to dopiero początek łańcucha zdarzeń tej mistrzowskiej opowieści z suspensem, porywającej i jednocześnie przemawiającej do wyobraźni współczesnego czytelnika.

Moja opinia:
Joyce Carol Oates to amerykańska pisarka i autorka takich książek jak "Mama odeszła" czy też "Blondynka". Ponadto od lat wymieniana jest w grupie potencjalnych zdobywców literackiej Nagrody Nobla. "Kartagina" została wydana nakładem wydawnictwa Rebis i jest to moje pierwsze, a dzisiaj już wiem, że z pewnością nie ostatnie spotkanie z twórczością tej autorki. Historia napisana przez Oates to jedna z tych książek, które wciągają niepostrzeżenie już od pierwszej strony – porywają, intrygują i zapewniają literacką rozkosz. "Kartagina" bezpośrednio angażuje czytelnika, a jej wielowątkowość uwodzi i sprawia, że na stałe wpisuje się w pamięć – poszczególne wątki, postacie, poruszane problemy – obraz na wskroś amerykański i bardzo, bardzo godny uwagi.

Joyce Carol Oates pisze w sposób stosunkowo lekki i prosty, a z pewnością niewydumany, a jednak sposób w jaki prowadzi narrację – intryguje już od pierwszych stron. Pisarka potrafi poruszyć, wzruszyć czytelnika i spowodować, że ten już niczego nie będzie pewien, a to co z zasady wydaje się być... takie oczywiste – przestanie takim być. Autorka opisane wydarzenia przedstawia z kilku perspektyw – nie chodzi tu jednak jedynie o zmiany w postaciach na których się skupiamy. W ich portretach bardzo ważne są bowiem także ich poglądy polityczne, społeczne, religijne, wiek, wykształcenie, rola w środowisku i rodzinie – ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież oczywiste bowiem to wszystko charakteryzuje danego człowieka – bohatera / postać literacką, a jednak w powieści Oates nabiera nowego wymiaru i znaczenia, bowiem to właśnie ich zapatrywania na świat w dużej części tworzą tę historię.

Kiedy czytam opis "Kartaginy" w mojej głowie automatycznie pojawia się paralela między "Kartaginą" a powieścią Rotha "Amerykańska sielanka". Co więcej Roth także jest wymieniany jako jeden z głównych amerykańskich kandydatów do Nagrody Nobla. Obie książki poruszają problem zaginięcia córki (choć bezpośrednie przyczyny są różne, ich zniknięcia mają podobne podwaliny), reakcji rodziny (która jak dotąd tworzyła obraz idealnej) oraz społeczeństwa amerykańskiego (którego ład zostaje zburzony) na te wydarzenia. Akcja powieści Rotha toczy się na tle wojny w Wietnamie, powieści Oates na tle wojny w Iraku. Mistrzowskie jest także przedstawienie w obu książkach reakcji ojca na zaginięcie córki, który była oczywiście "córeczką tatusia" – nawet wtedy gdy z potulnego dziecka zaczęła się przemieniać w osobę o ugruntowanych poglądach społecznych i politycznych – często odmiennych od narracji rodzinnej. Ojcowie w obu tych powieściach poszukują odpowiedzi na pytanie "Dlaczego?", doszukują się winy w samych sobie... i są spragnieni powrotu ukochanej córki, swoistego syna marnotrawnego. Reakcja matek jest zgoła inna – nigdy nie potrafiły zrozumieć swoich córek, te były bowiem dalekie od ich obrazu ideału (a także od nich samych), cierpią po ich zaginięciu, ale chcą poradzić sobie ze stratą przez powrót do normalnego życia. Roth i Oates mimo, że stworzyli książki z pozoru bardzo do siebie podobne, napisali także powieści, które (obie genialne) świetnie się ze sobą uzupełniają dając tym samym genialny obraz amerykańskiej literatury i społeczeństwa.

Roth w "Amerykańskiej sielance" skupia się na ukazaniu tragedii rodziny i przede wszystkim emocjach ojca, tworząc tym samym niezapomniany obraz ojcostwa. Mimo trudności, częstego braku zrozumienia, pomimo tego, że to czasami bardzo trudna miłość. Te wszystkie wątki pojawiają się także w powieści Oates, a jednak pisarka nie pozostawia bez komentarza psychiki zaginionej bohaterki. Wchodzi głębiej w genezę opisanych wydarzeń, ponieważ nie przedstawia jej obrazu jedynie za sprawą opowieści innych ludzi, a dopuszcza ją samą do głosu. To co w "Amerykańskiej sielance" pozostaje bez komentarza ze strony sprawczyni głównego zamieszania – w "Kartaginie" wyraźnie wybrzmiewa i sprawia, że utwór staje się niezwykle wartościowy także pod względami psychologicznymi.

Mam wrażenie, że "Kartagina" to jedna z tych powieści o których możnaby mówić / pisać / myśleć bez przerwy. Są jednak w niej takie wątki, których naprawdę nie można pozostawić bez komentarza. Jednym z nich jest oczywiście wojna. Brett Kincaid oskarżony o morderstwo Cressidy jest weteranem wojny w Iraku. Został ciężko ranny, okrzyknięty bohaterem i powrócił do domu. Jego doświadczenia wojenne są o wiele bardziej skomplikowane niż mógłby się tego spodziewać czytelnik. To wchodzenie w amerykańskie brudy wojenne, w psychikę człowieka, który przeżył i widział niejedno. Oates tym samym ukazuje także podejście społeczeństwa do wojny, do jej weteranów oraz pozycję amerykańskich żołnierzy. W okresie w którym rozgrywa się akcja książki – było to szczególnie widoczne.

"Kartagina" to książka wielowątkowa, inteligentnie i ciekawie napisana. Żadna postać nie została przez amerykańską pisarkę potraktowana po macoszemu. Postacie są wyraziste i barwne, a relacje, które panują między nimi oraz między nimi a społeczeństwem są niekiedy bardzo skomplikowane, aczkolwiek niewydumane – to podnosi wartości psychologiczne i fabularne "Kartaginy". Przedstawienie amerykańskiego społeczeństwa, skomplikowanych relacji rodzinnych, wpływu tragedii na jednostkę społeczną... i przede wszystkim ogromnej samotności, która może spotkać człowieka nawet żyjącego pośród tłumu ludzi sprawiają, że książkę Oates niezaprzeczalnie po prostu trzeba przeczytać. Ukazanie motywu przebaczania, drugiej szansy, odrzucania, miłości, porzuconych marzeń, życia, które nie zawsze układa się po naszej myśli...  w powieści niebanalnej, przejmującej, zaskakującej i rewelacyjnie napisanej, poruszającej niejeden problem, wątek... i co najważniejsze pobudzającej wyobraźnię czytelnika stając się książką, którą się połyka. W każdej chwili. W każdych okolicznościach.

Moja ocena: 10/10

września 10, 2017

(649) Skandynawski sekret

(649) Skandynawski sekret
Tytuł: Skandynawski sekret
Autor: Beril Marklund
Wydawnictwo Marginesy
Stron 224

Opis wydawcy: 

Zapomnijcie o duńskim hygge, szwedzki lagom jest lepszy dla waszego zdrowia.

„The Times”

Mamy wpływ na długość naszego życia. Geny tylko w dwudziestu pięciu procentach decydują o starzeniu. Możemy obronić się przed chorobami cywilizacyjnymi i wzmocnić odporność. Skandynawski sekret podpowiada, jak to zrobić.

Bertil Marklund przez wiele lat pracował jako lekarz. Pod wpływem przedwczesnej śmierci rodziców zaczął interesować się związkiem między stylem życia a jego długością. Zauważył, jak ważne są wzmocnienie układu odpornościowego i ochrona przed stanami zapalnymi. I że nigdy nie jest za późno na zmianę. Opowiada o mądrym sposobie na życie, przykładając filozofię szwedzkiego lagom do myślenia o zdrowiu. To zaledwie dziesięć prostych zagadnień, takich jak sen, dieta, aktywność fizyczna, negatywny wpływ stresu.

Nie musimy dokonywać rewolucji, wystarczy skorzystać z kilku wskazówek. A różnicę poczujemy od razu.

Moja opinia: 

Tyle się mówi i pisze o tym jak żyć szczęśliwie i zdrowo - nie ma miesiąca, w którym na rynku wydawniczym nie pojawiałaby się pozycja, która ma poprawić jakość życia, a także je wydłużyć. Podobno stosując się do rad zawartych w książce Marklunda można przedłużyć swoje życie o nawet dziesięć lat. Nie myślcie jednak: "O tak! Przeczytam tę książkę... i dożyję sędziwego wieku". "Skandynawski sekret" to króciutka książka, która pozostawia nas z dziesięcioma radami jak żyć lepiej i szczęśliwie - promowana jako innowacyjna pozycja, która w przeciwieństwie do hygge opowiada nie o duńskim, a skandynawskim sposobie na życie opartym na filozofii umiaru - lagom... tak naprawdę nie prezentuje niczego nowego (no może poza skandynawskim podejściem do picia kawy) - można nazwać pozycję Marklunda książką pełną truizmów, ale można także po prostu stwierdzić..., że nie mówi niczego nowego, bo nic nowego powiedzieć się nie da. Ona zbiera te podstawowe informacje.

Autor nie odkrywa Ameryki, nie wprowadza żadnego novum. Pisze o podstawowych zasadach zdrowego życia - o konieczności ograniczania spożycia alkoholu, wysoko przetworzonych produktach, o zbawiennym wpływie aktywności fizycznej na nasze ciało itp.. aspektach naszego życia. Za sprawą swej stosunkowo małej objętości - słowa doktora Marklunda bardziej uderzają w czytelnika. To bardzo skondensowana, krótka pozycja, która zawiera wiele schematów i tabelek, które pozwalają uporać się z jej treścią raz dwa. Krótkie teksty i wskazówki oddziałowują na czytelnika - motywują do podjęcia tego chociażby najmniejszego wysiłku już od teraz, a nie od jutra lub następnego tygodnia. To zdecydowany plus!

"Skandynawski sekret" jest najprostszą pozycją tego typu, z jaką się spotkałam. Zawiera podstawowe zasady zdrowego trybu życia - takie o których ciągle się mówi we wszystkich mediach, w książkach, w filmach, na portalach, w magazynach. Obawiam się, że niejeden kanał Instagram zawiera więcej wskazówek i i nowości z tej dziedziny niż książka wydana przez Marginesy. Jest w niej kilka myśli, które pozostają w pamięci - jak np. to, że w gruncie rzeczy nie chodzi o to, czego nie powinnyśmy jeść... a o to, żeby jeść także rzeczy zdrowe i pożywne - jeśli takowe zostaną wprowadzone do diety, możliwe stanie się przeżycie jedzenia nawet najgorszych, najbardziej przetworzonych i napakowanych chemią produktów. Jednak takich myśli naprawdę wartych uwagi, jeśli ktoś już się częściej tą tematyką interesował - jest bardzo niewiele. 

Książka Marklunda wywołuje pozytywne wrażenie ze względu na bogatą bibliografię, częste odwoływanie się do badań, które były prowadzone nawet przez kilkanaście lat, a także do wiedzy medycznej autora. Nie mam jednak wątpliwości co do tego, że "Skandynawski sekret" - książka bardzo ładna wizualnie z wierzchu (w środku jest trochę gorzej - słabe jakościowe i stylistycznie zdjęcia) może stanowić jedynie pierwszy krok ku lepszemu, zdrowszemu życiu... dla osób, które od rana do wieczora leżą na kanapie objadając się chipsami, pizzą i popijając to wszystko piwem. Dobry bodziec, pozycja motywująca, jeśli posiada się jedynie szczątkową wiedzę - co więcej: da się z niej wygrzebać nawet kilka ciekawostek, ale na dłuższą metę... nic nowego i zachwycającego. Dodatkowo odrobinę przeszkadzało mi to, że autor nie do końca potrafił podkreślić fakt, że nic nie jest czarno - białe - także kwestie jedzeniowe czy też te odnośnie naszego trybu życia. Przykład: badania pokazują, że jeśli będziemy stali dwie godziny dziennie więcej długość naszego życia może zwiększyć się nawet o 7 lat..., ale co z żylakami wynikłymi z tego stania, które mogą stanowić zagrożenie dla naszego życia? W tej w miarę sympatycznej całości zabrakło mi większego wyeksponowania tego co miało głównie przyświecać tej książce i treściom w niej zawartym, czyli skandynawskiej zasady umiaru - lagom.  Myślę, że to właśnie w niej skryty jest sekret dobrego życia. Doceniam wstawki psychologiczne pt. ogranicz stres, naucz się być optymistą... Tylko, że "Skandynawski sekret" wraz z dziesięcioma rozdziałami w nim zawartymi jest jedynie początkiem. Polecam sięgnąć dodatkowo po dziesięć naprawdę szczegółowych książek, które rozwiną w sposób rzetelny i naukowy poruszane przez Marklunda aspekty. 10 książek dla 10 lat życia więcej? To brzmi kusząco, prawda? 

Moja ocena: BRAK.

września 03, 2017

(648) Cotygodniowy stosik #1

(648) Cotygodniowy stosik #1
W natłoku obowiązków jakoś tradycja stosików na mojej stronie umarła śmiercią naturalną. Zamierzam jednak do niej powrócić... i dzisiaj czynię ku temu pierwszy krok. Moja biblioteczka stale się rozrasta i liczy już dobre 6 tys. książek. Niestety pozamykali moje ukochane księgarnie i antykwariaty, ale spokojnie... odkrywam kolejne 😉 Dzisiaj prezentuję Wam nabytki z ostatniego tygodnia. 


Od góry: 
1. Jeremi Przybora Piosenki prawie wszystkie 
2. Stephen King Carrie - już przeczytana... i stwierdzam, że to naprawdę dobra, ciekawa literatura. Moje pierwsze spotkanie z Kingiem, zachwyty pomniejszone przez to, że znałam już przed lekturą wersję filmową. 
3. Carlos Ruis Zafon Labirynt duchów - czwarta część tetralogii o cmentarzu książek. Przede mną jeszcze pierwsze tomy tej historii... zabiorę się za nią już lada chwila. Myślę, że to będzie idealne rozluźnienie po pracowitych tygodniach i co najważniejsze... dawka naprawdę dobrej literatury.
4. Wioletta Grzegorzewska Stancje - nowa powieść z serii wydawniczej Archipelagi. Bez wątpienia zasługuje na uwagę! Dzisiaj zaczynam lekturę. 
5. Wiktor Pielewin Święta księga wilkołaka - literatura rosyjska z wieloma nawiązaniami do klasyki... wygrzebana w antykwariacie za 2 zł. Ogromnie mnie ciekawi!
6. Philip Roth Kiedy była porządną dziewczyną - mój wielki literacki mistrz w swojej jedynej powieści, której głównym bohaterem jest kobieta. 
7. Andy Weir Marsjanin - książka swego czasu ogromnie popularna. Ciekawiła mnie już od dłuższego czasu, ale to dopiero cena 5 zł przekonała mnie do jej zakupu. Na długie jesienne wieczory będzie jak znalazł! 
8. R. A. Antonius Czas Beboka - o tej książce dawno temu na swoim kanale opowiadała Esa. Już wtedy ta pozycja mnie zaintrygowała. Zresztą... opinia, że tą powieść napisałby Bułhakow, gdyby żył w latach 50. na Śląsku jest wystarczającą zachętą, prawda? 😉

* * *
Czytaliście którąś z tych książek, a może macie w planach? Zachęcam do dzielenia się swoimi wrażeniami i dyskusji. 😊

września 02, 2017

(647) Zbrodnia i kara

(647) Zbrodnia i kara
Tytuł: Zbrodnia i kara
Autor: Fiodor Dostojewski
Wydawnictwo MG
Stron 576


Opis wydawcy: 


Słynna powieść Fiodora Dostojewskiego, opowiadająca o losach byłego studenta Rodiona Raskolnikowa, który postanawia zamordować i obrabować bogatą lichwiarkę.

Pomysł na tę powieść narodził się w czasie, kiedy sam autor przebywał na katordze. Zainteresował się wtedy psychologią współwięźniów, wśród których byli i tacy, którzy zostali skazani za morderstwo.
Bohater powieści, 23-letni były student prawa jest półsierotą, ma jednak kochająca rodzinę. Jego matka i siostra darzą go głęboką miłością i wspierają finansowo.
Jednak bohater, zbuntowany przeciw porządkowi świata, decyduje się popełnić morderstwo. Jest przekonany, że jako jednostka wybitna, ma prawo zabijać, gdyż geniusz usprawiedliwia wszystkie zbrodnie na „zwykłych” ludziach. Morderstwo ma stać się rodzajem sprawdzianu jego odwagi. Choć jednocześnie bezpośrednia pobudką tego czynu jest zła sytuacja finansowa Raskolnikowa…

Moja recenzja: 

"Zbrodnia i kara" to moje kolejne podejście do prozy Dostojewskiego. W przeciwieństwie do "Biesów" - "Zbrodnia i kara" wciągnęła mnie już od pierwszej strony. Nie miał tu żadnego wpływu fakt, że po prostu musiałam ją przeczytać. Chciałam ją przeczytać, chciałam się z nią zmierzyć..., ale nie myślałam, że tak bardzo pokocham historię Raskolnikowa. "Zbrodnia i kara" to powieść kultowa do której fabuły i pytań w niej stawianych bardzo często nawiązywali i nawiązują pisarze. Historia fascynująca, ogromnie poruszająca, ponieważ dla Dostojewskiego nie ma rzeczy czarno - białych. Jest za to mnóstwo szarości... Główny bohater staje w obliczu zbrodni, staje się mordercą, ale nie traci sympatii czytelnika, ponieważ tak naprawdę to właśnie on jest największą ofiarą. 

Rodion Raskolnikow był utalentowanym studentem prawa. Z braku funduszy (może także po części z lenistwa?) był zmuszony zakończyć swoją edukację. Doświadczenie biedy, samotności, braku zrozumienia ze strony bliskich doprowadziło go do rozmyślań o zbrodni - zbrodni, którą w końcu decyduje się popełnić. Sprawdzian odwagi? Chęć zrealizowania zbrodni doskonałej, nie do wykrycia? Raskolnikow nie bierze jednak pod uwagę tego jak krucha i delikatna jest ludzka psychika. Dopuszcza się zbrodni, ale nie potrafi przewidzieć tego jak ogromny wpływ będzie miała na jego emocjonalną kruchość. Raskolnikow morduje z zimną krwią, ale nie jest złym człowiekiem, choć na takiego w pewnym momencie próbuje się kreować... jest za to osobą ogromnie pogubioną. 

Fiodor Dostojewski stworzył postać Raskolnikowa perfekcyjnie. Dopracował ją w każdym najmniejszym szczególe, pogłębił warstwę psychologiczną, stworzył bohatera o ugruntowanych przekonaniach, który prezentuje się jako postać trójwymiarowa. Nie jest ani przez chwilę płytki ani płaski... Bardzo emocjonalny, żywiołowy i namiętny - namiętny w swych zachowaniach i wypowiedziach - postać mordercy splata się w nim z postacią wrażliwca. Rosyjski pisarz nie skupił się jedynie na głównym bohaterze - równie ciekawi są bohaterowie drugoplanowi, którzy zajmują określone pozycje w rosyjskim społeczeństwie. Tu ujawnia się także wątek społeczny - Dostojewski zdecydował się na przedstawienie najniższej warstwy społecznej, którą zżera bieda... spotykają się w niej degeneraci, alkoholicy, szerzy się prostytucja. W powieści pojawiają się oczywiście także ludzie lepiej ustawieni, ale służą oni jedynie podkreśleniu biedy i tragicznego położenia tych pierwszych. 

Petersburg jest znany w literaturze jako miasto moralnego zepsucia - oczywiście także u Dostojewskiego został tak ukazany. To nędza, brud i bieda. Głównym motywem "Zbrodni i kary" jest zbrodnia, kara i powiązane z tym aspekty psychologiczne. Pełne emocji rozmowy, będące udziałem Raskolnikowa nie pozwalają nie zwrócić uwagi uwagi na wątki religijne i filozoficzne zawarte w dziele Dostojewskiego. W obliczu szerzącego się zepsucia i nędzy, problemów natury materialnej stawiane zostają pytania o Boga i jego miejsce w ówczesnym świecie. Dostojewski zadbał o każdy najmniejszy szczegół swojej powieści i czytelnik może być pewny, że nic nie dzieje się w niej bez powodu... i tak ogromne znaczenie mają także sny Raskolnikowa. 

Dostojewski w "Zbrodni i karze" pyta o to czy zbrodnię można czymś usprawiedliwić, jednocześnie pokazuje, że nie ma zbrodni bez kary..., a ewentualny brak tej kary niszczy człowieka bardziej niż przeżycie kary. "Zbrodnia i kara" to nie bez powodu najpopularniejsza książka Dostojewskiego - wyrazista, fascynująca, poruszająca, niesamowicie wciągająca i pokazująca za co ludzie tak kochają literaturę rosyjską. Powieść Dostojewskiego zmusza do myślenia, zatrzymania się na chwilę i niezmiennie intryguje. Jest wielobarwna, niebanalna, a przeplatanie się w niej wątków miłosnych, filozoficznych, sensacyjnych, kryminalnych, psychologicznych, religijnych sprawia, że fabuła nie nuży i utrzymuje czytelnika w stałym napięciu. Zachwycające jest to, że mimo, że u Dostojewskiego pojawia się wiele opisów otoczenia, a także przeżyć wewnętrznych... to wszystko dostarcza jedynie literackiej rozkoszy, a nie nudy. Bardzo, bardzo polecam!

Moja ocena: 10/10

września 01, 2017

(646) Lalka

(646) Lalka
Tytuł: Lalka
Autor: Bolesław Prus
Wydawnictwo MG
Stron 864

"Lalka" wydana po raz pierwszy na łamach "Kuriera Codziennego" w 1890 roku to historia, którą zna każdy Polak (przynajmniej ze słyszenia). Budziła kontrowersje i podziw. Dzisiaj jest podobnie, choć kontrowersje nie są wywoływane przez przedstawienie przez Bolesława Prusa konfrontacji romantycznego i pozytywistycznego idealizmu z realizmem, a raczej przez ciągłą dyskusję nad tym czy "Lalka" nadal powinna być lekturą. A jak jest z tym podziwem? Budzi go do dzisiaj, choć nie w uczniach, którzy są z niej przepytywani pod kątem: "W którą stronę obróciła się Łęcka, kiedy..". "Lalka" jest wielką powieścią pozytywistyczną i jednym z najlepszych dowodów na to, że to czego nienawidzimy czytając na potrzeby szkolne... możemy pokochać przy późniejszym spotkaniu. 

Polscy idealiści na tle społecznego rozkładu... to właśnie ich chciał ukazać Bolesław Prus. Wśród nich Stanisław Wokulski i główny wątek "Lalki", czyli jego miłość do Izabeli Łęckiej. Stanisław Wokulski jest zubożałym szlachcicem, kupcem, który jednak dorobił się majątku. Izabela Łęcka jest dla odmiany arystokratką, której rodzinny majątek, a nawet posag już dawno przepadł. To jednak nie przeszkadza jej w tym, żeby czuć się lepszą od Wokulskiego, chociaż jego majątek przewyższa środki, w których posiadaniu są Łęccy. Staś wraca do Warszawy z wojny rosyjsko - tureckiej gotowy ubiegać się o rękę panny Izabeli. Ta jest jednak nieubłagana. Liczą się dla niej przede wszystkim pieniądze i luksus, ale nie chce się związać z kupcem - jest piękna z zewnątrz, ale pusta w środku... jak ta tytułowa lalka. Wokulski rozwija swój sklep, ale robi to jedynie dla Izabeli - sam już dawno zgubił poczucie sensu życia na rzecz miłości...

Akcja "Lalki" rozgrywa się między styczniem 1878 a październikiem 1879. Przedstawia losy idealistów - nauki, pracy i miłości. Bolesław Prus w swojej powieści przedstawił panoramę życia społeczeństwa Warszawy, a także panoramę narodową lat 70. XIX wieku. W rzeczywistości "Lalki" widać jednak także echa czasów napoleońskich. W powieści została zawarta panorama historyczna i obyczajowa ówczesnej Polski, a także głębia ludzkich uczuć, emocji i wrażeń za sprawą pogłębionych portretów psychologicznych postaci. Fabułę "Lalki" czytelnik poznaje na dwóch planach: za sprawą odautorskiej narracji, a także z "Pamiętnika starego subiekta" pisanego przez starego, poczciwego romantyka jakim Rzeczki - swoją drogą zdecydowanie moja ulubiona postać "Lalki". 

Bolesław Prus podczas pisania przykładał ogromną uwagę do detali - już od pierwszych stron uwagę czytelnika przyciągają drobiazgowe, bardzo detaliczne opisu sklepu (na myśl w tym momencie przychodzi "Wszystko dla pań" Emila Zoli, w którym przede wszystkim został ukazany świat handlu). Nic więc dziwnego, że tak dokładne jak opisy przestrzeni w której rozgrywa się akcja "Lalki" są także opisy ludzi ją zapełniających. Przez powieść przewijają się kupcy, przemysłowcy, wychowawcy, uczniowie... ludzie, którzy mają za zadanie kreować / konstruować otaczającą ich rzeczywistość. "Lalka" nie jest książką o ludziach sukcesu, ale o wszelkich odcieniach warszawskiego (a co za tym idzie polskiego) społeczeństwa. Bolesław Prus wykreował postacie z krwi i kości - jedne są kreatorami, a inne ofiarami ówczesnej polityki, a co za tym idzie przemian społecznych. Odrzucania romantyzmu na rzecz pozytywizmu - na razie bardzo niedoskonałego. 

Autor nawiązuje w swojej powieści do ważnych wydarzeń historycznych, takich jak zakończone klęską powstanie styczniowe. Pisze o potrzebie pracy organicznej nie tylko dla dobra jednostki ale ogólnego wzmocnienia (szczególnie gospodarczego) Polski, która nie była niepodległym organizmem. Prus krytykuje warszawską arystokrację, jej społeczne i psychologiczne zachowanie, nieobjęcie opieką przez rząd najniższych warstw społecznych... "Lalka" nie jest jednak jedynie krytyką - jest także pochwałą heroizmu, powieścią po trochu historyczną, obyczajową, satyrą, a nawet momentami książką science fiction. Momentami banalna i naiwna w miłości Wokulskiego do Łęckiej, nużąca za sprawą niekiedy przydługich opisów, pasjonująca w swej wielobarwności, wielowątkowości i wielowymiarowości. Plastyczność opisów i języka, oddanie realiów ówczesnego życia sprawiają, że "Lalkę" trzeba poznać - dla rozwoju światopoglądu, kontaktu z literaturą na wysokim poziomie. Nie warto się poddawać podczas lektury, choć często będzie nużąca... warto dać jej szansę - jeśli nie w szkole - to przynajmniej później. To polska klasyka, która zasługuje na uwagę. Szczególnie jeśli mamy do czynienia z tak pięknym wydaniem jak to z MG.
Moja ocena: 8/10