Autor: Jaume Cabre
Wydawnictwo Marginesy
Stron 768
"Książki, która nie zasługuje na ponowne przeczytanie, nie warto było czytać w ogóle. [...] Ale dopóki jej nie przeczytamy, nie wiemy, czy zasługuje na drugie czytanie. Takie okrutne jest życie."
Jaume Cabre, "Wyznaję"
"Powieść katedra", "przełom w literaturze"... zewsząd płyną zachwyty na temat "Wyznaję" Jaume Cabre. Z tą powieścią tak zachwalaną przez krytyków, przez bardzo długi czas było mi nie po drodze. W końcu uległo to jednak zmianie, a w moje ręce trafiła największa i najważniejsza powieść katalońskiego pisarza. W oczy od razu rzuca się jej objętość, okładka, która ujmie każdego książkoholika, a po otworzeniu wstęp tłumacza (Anny Sawickiej), który już od początku zapowiada, że to nie będzie łatwa literatura. Bogactwo treści, wątków fabularnych, postaci (których ilość idzie w dziesiątki), chronologiczne zamieszanie... "Wyznaję" jest powieścią wymagającą od początku do końca od czytelnika wielkiego skupienia. I niestety mam wrażenie, że gdzieś w tym bogactwie formy literackiej jaką posługuje się autor... ginie bogactwo treści.
Przez moją głowę podczas czytania "Wyznaję" niejednokrotnie przez głowę przelatywała myśl czy autor chce koniecznie utrudnić czytelnikowi lekturę. Pod górkę jest od samego początku... Zacznijmy może od tego, że zgodnie z życzeniem autora wszelkie cytaty, zwroty obcojęzyczne nie są tłumaczone... (ani zaznaczone kursywą) i nie mowa tu oczywiście o tłumaczeniu zawartym w tekście, a o przypisach tłumacza, których we "Wyznaję" nie ma w ogóle. I o ile zwroty hiszpańskie czy łacińskie były dla mnie zrozumiałe (ponieważ uczę się tych języków), o tyle już cytaty po francusku... czarna magia. Oczywiście część z nich (ale nie wszystkie) stawała się jasna z kontekstu, a jednak mam wrażenie, że to odbiera część przyjemności z lektury. Uważny i pełen erudycji czytelnik znajdzie w tej powieści odniesienia do Szymborskiej, Pascala, Homera, Dantego, Marqueza i wielu innych autorów hiszpańskich, katalońskich i nie tylko... jednak ten mniej uważny czytelnik nie zostanie poinformowany jasno o tych odniesieniach, a przecież, aby czytać "Wyznaję" nie trzeba być znawcą literatury.
Cały czas oscyluję wokół formy, a nie konkretnie treści, ponieważ mam wrażenie, że sam autor zaczął w pewnym momencie dbać bardziej o formę niż o treść. Aby była coraz bardziej zakręcona, zawikłana, barwna, zaplątana. I tak np., kiedy bohater posługuje się mową zależną... nie występuje cudzysłów. Dodatkowo zdania są nagle urywane, często nie są zakończone żadnymi znakami interpunkcyjnymi, a i w "Wyznaję" można znaleźć jak to określa tłumaczka "pozorne niezręczności stylistyczne". Jednak uznajmy to wszystko za kwestie techniczne i graficzne. Kwestią o wiele ważniejszą jest fakt, że autor przeskakuje niespodziewanie ze sposobów narracji, wątków, bohaterów, czasu i miejsca wydarzeń. To co na początku wytęża jedynie umysł czytelnika, z czasem staje się coraz bardziej irytujące i męczące, a pogubienie się w wątkach wydaje się być nieuniknione. A przecież pod tą całą zawikłaną formą gramatyczną kryje się piękna, chwytająca za serce wielowątkowa historia.
"Ale są takie zakamarki duszy, które pozostają nieznane, bo nie da się poznać do końca drugiego człowieka, choćby nie wiem co."
Jaume Cabre, "Wyznaję"
"Wyznaję" to spowiedź człowieka... skierowana jak wydaje się na początku bezpośrednio do czytelnika. To wielka historia człowieka, który pragnie odkryć historię zła. Historia wyznania miłosnego. Historia chłopca, który choć urodził się w dobrej rodzinie od pierwszych lat swojego życia był jedynie trofeum dla swojego ojca. Adrian, bo tak ma na imię główny bohater od zawsze był uzdolniony językowo, a nauka kolejnych języków obcych przychodziła mu bez większych trudności. Musiał jednak dorastać samotnie między książkami, od czasu do czasu grając na skrzypcach. I to właśnie osiemnastowieczne skrzypce zmuszają go do poznania rodzinnych tajemnic, mrocznych dziejów hiszpańskiej inkwizycji i spływającej krwią dwudziestowiecznej Europy.
Powieść Jaume Cabre to cała paleta postaci, wątków, wydarzeń i zagadnień. Wszystkie one są ciekawe i intrygujące, choć tracą trochę przez ich nagłe urywanie i wracanie do nich wiele stron później. A jednak gdyby je wszystkie posklejać, uporządkować... powstałaby książka olśniewająca, zachwycająca, w swym wydźwięku oszałamiająca. To historia ludzkich pragnień, marzeń i zawiedzionych nadziei. To bez wątpienia wielka powieść dla literatury Hiszpanii. Pozycja w której Cabre wykazuje się wielką erudycją, nawiązując do wielkich dzieł literatury hiszpańskiej i światowej. Pisze o kataklizmach, o ludzkich porażkach, problemie dobra i zła, umierających i rodzących się uczuciach. "Wyznaję" to utwór wielowątkowy, w którym z pozoru niezwiązane ze sobą wątki zaczynają się powoli łączyć... prowadząc czytelnika do ostatniej strony i ich rozwiązania, a w sumie ostatecznego połączenia.
Kataloński pisarz stworzył powieść, która choć przytłacza formą, przyprawia o zgrzytanie zębów i ból głowy, nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. To obecnie tak ważna pozycja literatury europejskiej, że jej poznanie wydaje się być kluczowe dla zrozumienia współczesnej kultury. Nie mniej "Wyznaję" jest powieścią ogromnie wymagającą, która choć tak bogata w naprawdę wybitną treść i rewelacyjne wątki fabularne, traci w moich oczach ze względu na zbytnią kwiecistość literackiej formy, literackich pomysłów, zmian narracji, wątków, miejscowy chaos, który wzbudza niepokój. To jedna z tych powieści, z którymi trzeba się zmierzyć, choć można przegrać. Niektórych fakt, że w jednym zdaniu może występować czasowniki w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości może przytłoczyć... Zachwycają bohaterowie, zachwyca fabuła, przekazywane wartości i treść, a jednak sposób w jaki zostało to zrobione... budzi niekiedy irytację. Osobiście nie mogę nazwać "Wyznaję" arcydziełem, ponieważ nie wszystko co możliwie jak najbardziej zawikłane na miano "arcydzieła" zasługuje. Wiem jednak, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z prozą Cabre... kiedyś z nią wygram.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz