Autor: Samantha Verant
Wydawnictwo Muza
Stron 368
"[...] życie bez namiętności jest jak niebo bez księżyca i gwiazd albo morze bez małych rybek."
Samantha Verant, "Siedem listów z Paryża"
"Siedem listów z Paryża" to historia jak nie z tej ziemi, choć... wydarzyła się naprawdę. Amerykanka Samantha Verant postanowiła opowiedzieć czytelnikom historię niesamowitej miłości i tym samym pokazać, że miłość istnieje naprawdę. W swej wzruszającej, ciekawej i prostej autobiografii opisuje swoją drogę do szczęścia. Brak w niej wielkich dramatów, morderstw, kradzieży itp. (choć jej mąż proponował, żeby go w książce uśmierciła), ale mimo to "Siedem listów z Paryża" czyta się bardzo dobrze. Verant opowiedziała swoją historię w sposób ciekawy i szczery, a przy tym z odpowiednią dawką humoru wynikającej właśnie z tej prawdziwości... Jestem pozytywnie zaskoczona, ponieważ spodziewałam się cukierkowej historii, bardzo często jednak obdartej z emocji głównej bohaterki... na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a powieść Verant krzyczy (zresztą tak samo jak autorka w podziękowaniach):
"[...] ruszajcie żyć i kochać, najmocniej jak umiecie - bez lęku, złości i żalu. L'amour! Encore l'amour! Toujours l'amour! "
Samantha Verant, "Siedem listów z Paryża"
Samantha przechodzi kryzys, znajduje się na życiowym zakręcie. Jej małżeństwo się rozpada, ona sama ma gigantyczne długi, jest bez pracy. Za namową przyjaciółki postanawia odnaleźć siedem listów, które dwadzieścia lat temu wysłał do niej przystojny Francuz z którym spędziła jeden dzień w Paryżu... Miała wtedy dziewiętnaście lat, on dwadzieścia sześć. On był pewny swoich uczuć, ona niepewna całego świata. Dwadzieścia lat później pod wpływem impulsu postanawia znaleźć go w internecie i przeprosić za to, że nigdy nie odpisała na żaden z jego listów... choć przecież pragnęła to zrobić. Szybko okazuje się, że Jean - Luc także właśnie się rozwodzi, a ich internetowa znajomość zaczyna się rozwijać... Samantha jest jednak zmuszona w tym czasie przeprowadzić się do rodziców, zająć się wyprowadzeniem psów, a w dodatku nieubłaganie zbliża się do czterdziestki... Jest już jednak na tyle dojrzała, że wie i rozumie, że z życia należy brać wszystko pełnymi garściami. Dlatego też postanawia polecieć do Paryża, aby spotkać się z człowiekiem z którym przed dwudziestoma laty spędziła jeden, ale cudowny dzień w Paryżu...
"Siedem listów z Paryża" to romantyczna historia, która miała miejsce naprawdę. Przez to jest to historia niezwykła... można by rzec: jak z bajki, której bohaterowie jednak wcale nie są idealni. Samantha i Jean - Luc mają za sobą nieudane związki. Ona jest bankrutką, on specjalistą od astronautyki. Ona bezdzietna, on ma dwójkę prawie nastoletnich dzieci. Dzielą ich wspomnienia, styl życia, środowiska w których byli wychowywani, wiek, doświadczenie życiowe i wiele innych rzeczy. Łączy o wiele mniej... cudowny dzień, który spędzili w Paryżu i uczucie, które tak naprawdę nigdy nie umarło, choć na dwadzieścia lat zostało uśpione. Uczucie, które jest silniejsze i ważniejsze od całej reszty... Niestety przed parą pojawią się pewne trudności...
Samantha Verant nie boi się opisywać swoich uczuć, a w dodatku w jej książce nie brak relacji rodzinnych, a nawet scen z pocałunkami. Nie mogłam jednak i nie mogę nadal wyzbyć się takiego wrażenia, że jednak nie wiem czy autorka czegoś w relacji z przystojnym Francuzem nie podkoloryzowała. Pytania czy gdyby się pokłócili i zaczęli rzucać w siebie talerzami... czy czytelnik by się o tym dowiedział? Wydaje mi się, że jej własny obraz został przedstawiony dosyć rzetelnie, ma wady i skazy jak każdy. Jednak obraz Jean - Luca... chodzący ideał - po prostu. Jestem delikatną sceptyczką w tej kwestii, ale mam nadzieję, że rzeczywiście ich życie jest taką sielanką okraszoną pięknymi widokami jak to zostało przedstawione w tej powieści. Wierzę w prawdziwą miłość, ale zdaję sobie także sprawę z pewnych ograniczeń wynikających z różnych doświadczeń czy chociażby delikatnych mimo wszystko barier językowych...
Sama historia zawarta w "Siedmiu listach z Paryżach" ujmie niejednego... mi jednak oprócz tego wątku miłosnego, bardzo romantycznego zresztą... zabrakło scen z życia Samanthy na emigracji, pogłębionego obrazu relacji z dziećmi Jean - Luca, opowieści o tym jak wygląda ich życie, gdy powstaje ta książka, zabrakło mi samej genezy jej powstania. Pomysł na pracę? Chęć podzielenia się swoją historią miłosną? Nie wiadomo... Sama historia naprawdę niesamowita, pokazująca, że prawdziwa miłość istnieje... i to w każdym wieku. Samantha Verant swoją opowieścią udowadnia, że na miłość (tą prawdziwą!) nigdy nie jest za późno, ale trzeba jej dać szansę...
"Siedem listów z Paryża" to autobiograficzna powieść w której nie brak zabawnych wpadek językowych czy pięknych widoków z Francji, które umożliwiają wędrowanie po Francji wraz z bohaterami... To idealna historia na upalny, letni dzień. Bardzo pozytywna powieść, choć pokazująca jak wielki wpływ ma na nas przeszłość. "Siedem listów z Paryża" to bardzo przyjemne love story, które dobrze się czyta. Powieść dająca nadzieję i optymistycznie nastrajająca. Dla zapalonych romantyczek... prawdziwe cudeńko! Język autorki jednak nie zachwyca, choć historia jej miłości jest bez wątpienia ciekawa. Reasumując: Spędziłam przy tej powieści kilka miłych godzin, jednak nie jest ona pozycją, która mnie w jakiś sposób zafascynowała... ma parę niedoróbek, ale na lekką, wakacyjną lekturę jest idealna! Co więcej... jeśli autorka pokusi się kiedyś o kontynuację swojej historii... chętnie po nią sięgnę. Jeśli jesteście czytelniczkami spragnionymi pięknej historii miłosnej, które miała miejsce naprawdę... powieść Samanthy Verant będzie dla Was idealną książką :)
Moja ocena: 7+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz