Autor: Iwona Banach
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Stron 400
"Pocałunki w deszczu są bardzo romantyczne tylko na filmach, w życiu kończą się stłuczeniami i bólem w okolicy kości ogonowej, kiedy pies, nie bardzo rozumiejąc ludzką naturę, postanowi łagodnie, aczkolwiek stanowczo przerwać te dziwne wygłupy i wepchnie człowieka do wody, na której dnie pełno jest odpowiednio śliskich głazów."
Iwona Banach, "Klątwa utopców"
Iwona Banach to autorka takich książek jak "Szczęśliwy pech", "Lokator do wynajęcia" czy "Klątwa utopców". To właśnie przy okazji tej trzeciej pozycji mogłam zapoznać się z twórczości pani Banach. Okazało się to jednak zadaniem trudnym i żmudnym (szczególnie na początku), bo choć wiedziałam, że jest to książka pełna humoru, który nie każdemu może odpowiadać to jednak we mnie wywołała z początku skrajnie złe emocje, bowiem ten humor okazał się być... głupi. A ja przede wszystkim cenię sobie humor mądry i inteligentny, a nie do bólu głupi. Niestety tym obdarzyła nas w moim odczuciu autorka... szczególnie na pierwszych stronach. Potem było troszkę lepiej, a jednak ja mam cały czas wrażenie, że czas spędzony przy tej książce był niestety czasem, który można było spędzić o wiele lepiej. Nie zrozumcie mnie źle. Cenię sobie funkcję książki rozluźniającą i nie uważam, że każda książka powinna być arcydziełem literackim. Jednak uważam, że nawet książka, która ma nas rozbawić powinna plasować się na bardzo dobrym poziomie, a nie zaledwie dobrym jak to się dzieje według mnie w aspekcie książki Iwony Banach.
Dla mnie ta powieść jest szalona i zaplątana od pierwszych i przede wszystkim na pierwszych stron. Autorka zarzuca nas tyloma tekstami, zdarzeniami, że momentami aż trudno się połapać o co tak naprawdę chodzi. Nie jestem zwolenniczką długich opisów itp., jednak uważam, że i to jest w książce potrzebne. Mi tego w tej powieści zabrakło. I choć plusem powinno być wrzucenie od razu w wir wydarzeń, to jednak w tej książce jest to dla mnie minus, bowiem autorka nie pozwala oswoić nam się ze swoim językiem. Iwona Banach próbowała stworzyć komedię kryminalną, a mam wrażenie, że stworzyła komedię kryminalną na pogranicze z absurdem...
Główna bohaterka - Dagmara dostaje bojowe zadanie - ma znaleźć pomoc domową dla swojego dziadka, Generała. Jednak już po dotarciu do dziadka zaczynają dziać się dziwne rzeczy... zostawiła klucze w domu, jej matka nagle postanowiła wyjechać do Turcji, jej dziadek z jej najlepszą przyjaciółką uciekają, ktoś zaczyna im grozić. Dagmara odbiera swojego narzeczonego Filipa wraz z jego znajomymi Michałem i Andżeliką. Idiotyczny Filip zachowujący się jak baba w każdym wydaniu, w MIARĘ normalny Michał i różowa Andżelika zachowująca się... idiotycznie. Grupka zaczyna uciekać, ponieważ boi się drzwi oblanych keczupem. W ten oto sposób po śladach dziadka trafiają do wsi Utopce i do ich specyficznych mieszkańców. W czym problem? We wsi ktoś zaczyna mordować ludzi, wszyscy o czymś wiedzą, a tylko Dagmara trwa w (nie)błogiej wiedzy.
Bohaterowie od pierwszych stron są moim zdaniem nie zabawni, lecz głupi. Tu prim wiedzie Andżelika, Filip i niestety główna bohaterka. Nie bójcie się jednak. Trafiają się także postacie... hm... normalniejsze. I chociaż postacią, którą bardzo polubiłam (choć normalna nie jest) jest postać Kusiakowej - kobiety, która budzi strach, irytację, ale jest postacią niezwykle intrygująca i z lekka szaloną widzącą wszędzie diabła... Jednak momenty w których występuje się momentami najlepszymi w tej książce. Te momenty są tymi momentami najlepszymi pod względem humorystycznym. Żeby nie być niesprawiedliwą muszę dodać, że i inspektor Kotek wnosi do tej książki wiele dobrego jeśli chodzi o kreację postaci. Najmniej dobrego wnoszą niestety postacie pierwszoplanowe. Troszkę naciągane jest moim zdaniem to, że w grupie pięcioosobowej wszystkie pięć osób są takimi barwnymi ziółkami... No, ale cóż - taki autorka miała pomysł.
Jeśli szukacie wątku miłosnego to w tej książce go znajdziecie. Jeśli szukacie wątku kryminalnego - ta książka będzie odpowiednią pozycją dla Was, jednak tylko po części. Wątek kryminalny, bowiem jest i nie jest nawet absurdalny co jest plusem w tej pozycji, a nawet jej największym atutem. Nie jest jednak zbytnie ambitny... zresztą jak wszystko w tej książce. Staje się jednak momentami naprawdę intrygujący, choć jego zaplątanie niejednokrotnie mnie irytowało, ponieważ jak na mój gust było w nim za dużo zwrotów akcji i w mojej głowie zaczynała kiełkować myśl: "Dobra, a kiedy dowiem się w końcu o co chodzi w tym naprawdę?".
"Klątwa utopców" przyznaję, że jest książką przy której parę razy się uśmiechnęłam... jest jednak także powieścią, która o wiele częściej niż mnie śmieszyła mnie po prostu irytowała. Żałuję, że moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Iwony Banach (i chyba niestety ostatnie) okazało się być dla mnie spotkaniem tak niefortunnym. Zdaję sobie doskonale sprawę, że twórczość tej Pani ma wielu fanów, jednak jak się okazuje ja do nich należeć nie będę. Dla mnie "Klątwa utopców" jest książką dobrą, może i bardzo dobrą na rozluźnienie, jednak doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jest bardzo dużo lepszych książek. Doceniam klimat książki, który ma w sobie coś wakacyjnego i tajemniczego, pokazującego, że obok nas dzieją się rzeczy niesamowite. Doceniam pomysł autorki na wątek kryminalny, doceniam jej kreację Kusiakowej i komisarza Kotka jednak nie mogę zdzierżyć prawie zerowego poziomu inteligencji głównych bohaterów (po studiach - wykształconych!) i ich natężenia. Przyznaję, że pod koniec to się troszkę normuje, jednak cały czas nie jest to książka o której mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że warto po nią sięgnąć. Z ciekawości proszę bardzo... Jednak moim zdaniem język autorki jest słaby, a i ogólny wygląd książki w moim odczuciu wypada słabo. Z przykrością przyznaję, że swoją przygodę z twórczością pani Banach kończę... A Was ani nie zachęcam ani nie zniechęcam, bowiem to jedna z tych książek, że ile czytelników tyle opinii.
Dla mnie ta powieść jest szalona i zaplątana od pierwszych i przede wszystkim na pierwszych stron. Autorka zarzuca nas tyloma tekstami, zdarzeniami, że momentami aż trudno się połapać o co tak naprawdę chodzi. Nie jestem zwolenniczką długich opisów itp., jednak uważam, że i to jest w książce potrzebne. Mi tego w tej powieści zabrakło. I choć plusem powinno być wrzucenie od razu w wir wydarzeń, to jednak w tej książce jest to dla mnie minus, bowiem autorka nie pozwala oswoić nam się ze swoim językiem. Iwona Banach próbowała stworzyć komedię kryminalną, a mam wrażenie, że stworzyła komedię kryminalną na pogranicze z absurdem...
Główna bohaterka - Dagmara dostaje bojowe zadanie - ma znaleźć pomoc domową dla swojego dziadka, Generała. Jednak już po dotarciu do dziadka zaczynają dziać się dziwne rzeczy... zostawiła klucze w domu, jej matka nagle postanowiła wyjechać do Turcji, jej dziadek z jej najlepszą przyjaciółką uciekają, ktoś zaczyna im grozić. Dagmara odbiera swojego narzeczonego Filipa wraz z jego znajomymi Michałem i Andżeliką. Idiotyczny Filip zachowujący się jak baba w każdym wydaniu, w MIARĘ normalny Michał i różowa Andżelika zachowująca się... idiotycznie. Grupka zaczyna uciekać, ponieważ boi się drzwi oblanych keczupem. W ten oto sposób po śladach dziadka trafiają do wsi Utopce i do ich specyficznych mieszkańców. W czym problem? We wsi ktoś zaczyna mordować ludzi, wszyscy o czymś wiedzą, a tylko Dagmara trwa w (nie)błogiej wiedzy.
Bohaterowie od pierwszych stron są moim zdaniem nie zabawni, lecz głupi. Tu prim wiedzie Andżelika, Filip i niestety główna bohaterka. Nie bójcie się jednak. Trafiają się także postacie... hm... normalniejsze. I chociaż postacią, którą bardzo polubiłam (choć normalna nie jest) jest postać Kusiakowej - kobiety, która budzi strach, irytację, ale jest postacią niezwykle intrygująca i z lekka szaloną widzącą wszędzie diabła... Jednak momenty w których występuje się momentami najlepszymi w tej książce. Te momenty są tymi momentami najlepszymi pod względem humorystycznym. Żeby nie być niesprawiedliwą muszę dodać, że i inspektor Kotek wnosi do tej książki wiele dobrego jeśli chodzi o kreację postaci. Najmniej dobrego wnoszą niestety postacie pierwszoplanowe. Troszkę naciągane jest moim zdaniem to, że w grupie pięcioosobowej wszystkie pięć osób są takimi barwnymi ziółkami... No, ale cóż - taki autorka miała pomysł.
Jeśli szukacie wątku miłosnego to w tej książce go znajdziecie. Jeśli szukacie wątku kryminalnego - ta książka będzie odpowiednią pozycją dla Was, jednak tylko po części. Wątek kryminalny, bowiem jest i nie jest nawet absurdalny co jest plusem w tej pozycji, a nawet jej największym atutem. Nie jest jednak zbytnie ambitny... zresztą jak wszystko w tej książce. Staje się jednak momentami naprawdę intrygujący, choć jego zaplątanie niejednokrotnie mnie irytowało, ponieważ jak na mój gust było w nim za dużo zwrotów akcji i w mojej głowie zaczynała kiełkować myśl: "Dobra, a kiedy dowiem się w końcu o co chodzi w tym naprawdę?".
"Klątwa utopców" przyznaję, że jest książką przy której parę razy się uśmiechnęłam... jest jednak także powieścią, która o wiele częściej niż mnie śmieszyła mnie po prostu irytowała. Żałuję, że moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Iwony Banach (i chyba niestety ostatnie) okazało się być dla mnie spotkaniem tak niefortunnym. Zdaję sobie doskonale sprawę, że twórczość tej Pani ma wielu fanów, jednak jak się okazuje ja do nich należeć nie będę. Dla mnie "Klątwa utopców" jest książką dobrą, może i bardzo dobrą na rozluźnienie, jednak doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jest bardzo dużo lepszych książek. Doceniam klimat książki, który ma w sobie coś wakacyjnego i tajemniczego, pokazującego, że obok nas dzieją się rzeczy niesamowite. Doceniam pomysł autorki na wątek kryminalny, doceniam jej kreację Kusiakowej i komisarza Kotka jednak nie mogę zdzierżyć prawie zerowego poziomu inteligencji głównych bohaterów (po studiach - wykształconych!) i ich natężenia. Przyznaję, że pod koniec to się troszkę normuje, jednak cały czas nie jest to książka o której mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że warto po nią sięgnąć. Z ciekawości proszę bardzo... Jednak moim zdaniem język autorki jest słaby, a i ogólny wygląd książki w moim odczuciu wypada słabo. Z przykrością przyznaję, że swoją przygodę z twórczością pani Banach kończę... A Was ani nie zachęcam ani nie zniechęcam, bowiem to jedna z tych książek, że ile czytelników tyle opinii.
Za możliwość zapoznania się z powieścią pani Banach serdecznie dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia!
Zapowiada się całkiem nieźle, ale obecnie mam inne plany czytelnicze, więc raczej nie przeczytam tej książki.
OdpowiedzUsuńMoże za jakiś czas:)
OdpowiedzUsuńHmmm, z jednej strony czasem przydaje się taka lekka książka na odprężenie, ale boję się, że mnie też irytowaliby bohaterowie. Bo nie lubię jak zachowują się głupio :)
OdpowiedzUsuńMuszę sama się przekonać, czy ta książka do mnie trafi...
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie coś dla mnie, będę chciała przeczytać.
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie...I okładka mnie odstrasza :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Widziałam ją w zapowiedziach i w ogóle mnie do siebie nie przekonała. :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Ja już nie wiem gdzie znajdę miejsce na te wszystkie moje smakowite książkowe kąski :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że właśnie z tej serii Babie lato wydawnictwa Nasza Księgarnia czytałam "Niebieskie migdały" - równie świetna książka.
Cieszę się, że trafiłam do Ciebie. Będę wpadać <3
Buziaki,
modnaksiazka.blogspot.com
Książkę mam od wczoraj więc niebawem po nią sięgnę:)
OdpowiedzUsuń