Autor: Louise Booth
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Stron 320
" Dałam mu Billy'ego. Na szczęście."
Louise Booth, "Billy. Kot, który ocalił moje dziecko".
Koty jak i inne zwierzęta
mają niezwykłą moc. Na pewno słyszeliście chociaż o jednej
sytuacji, kiedy jakieś zwierzę wykazało się niezwykłą
przenikliwością, pomogło chorej osobie. Osobiście jestem dumną
posiadaczką kotki – mieszanki dachowca z persem. I może niektórzy
z Was uznają to za głupie, ale ja wiem, że zwierzęta mają moc.
Bo jak to się dzieje, że kiedy mój kot słyszy podniesiony głos
zaczyna głośno zawodzić? Jak to się dzieje, że kiedy ktoś
płacze podchodzi i zlizuje łzy? Zwierzęta są moim zdaniem
niesamowite. Zresztą tak samo jak książka, którą miałam
ostatnio możliwość przeczytać pt. „Billy. Kot, który ocalił
moje dziecko.”
Lousie Booth w swojej
książce opowiada historię swoją, swojej rodziny, a jednak przede
wszystkim swojego synka Frasera i niezwykłego kota Billy'ego. Pani
Booth miała od pierwszego dnia życia jej synka problemy z jego
nagłymi wybuchami złości... spowodowanymi błahostkami. Rodzina
pani Lousie widziała już przyszłość tylko w czarnych barwach –
każdy ich dzień... można by rzec był męczarnią... Szczególnie
trudne było to dla niej samej. Jednak pewnego dnia jej matczyna
intuicja podsunęła jej pomysł, żeby przygarnąć kota. W ten oto
sposób w życie Frasera wkroczył Billy – szaro – biały kot,
który od razu zwrócił uwagę wszystkich. Cierpliwy, zaskakujący i
żywiołowy zapoczątkował przełom w życiu całej rodziny Boothów.
OK. Oczekiwali zmiany na lepsze, ale nie oczekiwali aż tak dużego
postępu w rozwoju chłopca. Fraser stał się z zalęknionego,
autystycznego chłopca żywiołowym dzieckiem, które stara się
pokonywać swoje obawy, przekraczać kolejne granice. Bliscy Frasera
nazywają to cudem, a za „winowajcę” tego wszystkiego uznają
Billy'ego. Dla mnie jest to kolejny dowód na niezwykłość
zwierząt...
Pierwszą rzeczą, która
rzuciła mi się w oczy jest już sam tytuł... Tytuł jasno mówiący
o stosunku autorki do kota jej synka. Jasno daje czytelnikowi do
zrozumienia, że jest to historia kota, która „ocalił” jej
dziecko. Piękne zdjęcie na okładce głównych bohaterów... to
wszystko powoduje, że podchodził do tej książki z bardzo
pozytywnym podejściem. Oczekiwałam miłej, momentami wzruszającej
lektury. I właśnie to otrzymałam! Tylko, że ja otrzymałam o
wiele więcej – przywiązałam się do bohaterów... przez co czuję
lekki niedosyt. Bardzo chciałabym poznać dalszą historię Frasera.
Na szczęście istnieje taka możliwość... (choć trochę okrojona)
przez stronę Frasera i Billy'ego na FB.
Niesamowita książka.
Choćby z tego powodu, że od pierwszej strony jest niesamowicie
wciągająca... do tego stopnia, że w pewnym momencie czułam się
jakbym rozmawiała z dobrą koleżanką. Louise Booth wrzuca nas w
wir wydarzeń, we wir swojego życia. A jednak robi to w tak dobry
sposób, że raz dwa połapałam się w tej historii. A chyba
najpiękniejsze jest to, że traktując nas jak dobrego przyjaciela
odkrywa przed nami swoje najskrytsze myśli, uczucia, a z drugiej
strony... cały czas pozostaje skryta. Wiem. Mogłoby się wydawać
to trochę nielogiczne. Ale myślę, że osoby które znają tą
książką lub się z nią zapoznają to zrozumieją to. Pani Booth
pisze szczerze, ale z klasą. Każde jej słowo (choć
niejednokrotnie przykre) jest niesamowicie wyważone. Wchodzi w
dialog z czytelnikiem, a to nie zawsze jest takie proste.
Historia Frasera i
Billy'ego mimo gorszych i lepszych chwil jest historią
niezwykle pozytywną, a do tego niezwykle pozytywnie nastrajającą,
a przy tym pokazującą, że nigdy, ale to nigdy nie można się
poddawać! To powieść bardzo osobista, ale nie ma w niej żałości.
Mam wrażenie, że autorka nie chce współczucia. Po prostu... wydaje mi się,
że jest to dla niej swego rodzaju terapia po trudnych przeżyciach.
Ostatnia rzecz, którą musi zrobić, żeby zamknąć ten trudny
okres w swoim życiu, kiedy brakowało jej nadziei. Nie chcę Wam
opowiadać o niezwykłości Frasera i Billy'ego. Ich trzeba poznać
osobiście... Czy wierzę, że postęp Frasera miał miejsce za
sprawą Billy'ego? Wierzę w to z całego serca!
„Billy. Kot, który
ocalił moja dziecko” to piękna, ciepła historia. Momentami
wzruszająca, ale nie obciążająca. W dzisiejszym świecie, kiedy
codziennie dowiadujemy się o jakiejś tragedii cudownie było
przeczytać tak pozytywnie nastrajającą powieść. Louise Booth
pisze pięknie... jak matka. Widać jej miłość, zagubienie...
pozwala siebie poznać, ale nie zakłóca moim zdaniem swojej
prywatności. Historia Frasera jest historią autystycznego chłopca,
pokazaniem, że dzieci chore mają takie same szanse na życie w
społeczeństwie. Wszystko jednak zależy od tego na jakie natrafią
na swojej drodze osoby... Bo w takich przypadkach najważniejsza jest miłość. Serdecznie polecam!
Moja ocena: 9+/10 Wybitna
z plusem!
Za możliwość
zapoznania się z historią rodziny Boothów serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Nasza Księgarnia!
Ja się kotów nie tykam ;) raczej nie przeczytam
OdpowiedzUsuńBrzmi to dość autentycznie i ciekawie, choć nie jestem do końca przekonana. Czasem jednak potrzebuję takich optymistycznych, ciepłych powieści, więc może kiedyś wpadnie mi w ręce.
OdpowiedzUsuńJaka wysoka ocena. Lubię wszystkie zwierzęta, więc z pewnością sięgnę. To musi być piękna historia :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że Naszą Księgarnię opanowały koty i to w dosłownym tego znaczeniu. Wcześniej był Bob, potem Kleo a teraz Billy. Historię opisaną tutaj poznałam dość dawno temu z fabebooka. Wspaniała opowieść wiem, że muszę koniecznie po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, że koty jako pupile są całkiem miłe. Tym bardziej, że ja również mam u siebie fajnego kociaka. Bardzo podoba mi się to co napisano w https://psy24.pl/aktualnosci,ac145/jak-nauczyc-kota-korzystac-z-kuwety,4409 i jestem zdania, faktycznie tak jest często. W sumie koty są całkiem popularnym pupilem domowym.
OdpowiedzUsuń