Autor: Elisabet Benavent
Tłum. Iwona Michałowska - Gabrych
Wydawnictwo Kobiece
Stron 408
„Valeria w lustrze” – drugi tom serii o Valerii. Najsłabszy z całego cyklu. Miałam wrażenie, że autorka nie miała pomysłu jak pociągnąć dalej fabułę… na co chce położyć nacisk. To tom pod pewnymi względami ważny w perspektywie rozwoju dalszych części, ale nacisk został rozłożony zdecydowanie źle. Dużo jest tutaj seksu, mniej fabuły. Pod tym względem to ogromny zawód. To tom dla spragnionych scen zbliżeń (zdecydowanie nie emocjonalnych), a większość tego, co dzieje się w tej książce poza pikantnymi obrazami da się opisać w zaledwie kilku zdaniach. Nie ma tu przemyśleń, refleksji, a nawet tematy, z którymi czytelniczki mogły się utożsamić… nie zostają rozwinięte na tyle, by w dalszej perspektywie pozostawać w pamięci odbiorców.
Valeria i jej trzy przyjaciółki. Cztery kobiety przed trzydziestką próbujące znaleźć własną drogę do szczęścia. Zacznijmy od głównej bohaterki… najważniejszej. Opublikowała „W butach Valerii”, tym samym zdradzając (pod zmienionymi imionami innych bohaterów, ale jednak własnym nazwiskiem) wszelkie, także intymne szczegóły nie tylko własnego życia, ale także swojego męża i przyjaciółek… Teraz się boi. Boi się krytyki. To inna powieść od jej debiutanckiej – niektórzy powiedzą, że niskich lotów – z drugiej jednak strony to powieść napisana przez życie. Znajduje się na rozdrożu. Trzeba w końcu załatwić sprawy z Adrianem, a to załatwienie oznacza rozwód… trudno jest jej jednak rozstać się nawet z noszoną od lat obrączką. Z drugiej strony nie może się zdecydować, czy chce wejść w związek z Victorem. Lola z kolei cały czas nie wie czy chce dalej trwać w destrukcyjnej relacji z Sergiem, ale może ta relacja ma szansę… przerodzić się w coś poważniejszego? Carmen walczy o zrozumienie Borjy, swojego chłopaka – liczy na poważną relację, ale pojęcie „poważny związek” oboje rozumieją nieco inaczej. Nerea z kolei codziennie budzi się z mdłościami… i staje przed poważnym dylematem. Ale poza tym opisem w książce dzieje się niewiele więcej. No poza scenami seksu.
Wiecie jak to jest – recenzja drugiego tomu cyklu to zawsze spoiler względem części pierwszej. Tak też jest tym razem. Był taki moment w tej książce, gdy Victor postanowił zabrać Valerię na wyjazd niespodziankę – Valeria przewidując to informuje jedną z przyjaciółek, że nie może jej towarzyszyć w niezwykle ważnej dla niej chwili. I ok. Ma do tego prawo. Nie z tym jest jednak związany mój zawód. W momencie, gdy oczy otworzyły mi się ze szczęścia, że wreszcie coś będzie się działo… będzie jakaś akcja… fabuła… HISTORIA…. rozmowy, wspólne przeżycia związane z wymarzonym wspólnym wyjazdem… równie szybko oczy mi się zamknęły, a z ust wyrwało się westchnienie rozczarowania. Wątek, który mógł zostać rozbudowany – przedstawiony dzień po dniu, został opisany na zaledwie kilku stronach, w formie opowieści na zasadzie „No byliśmy na wyjeździe. Było wspaniale. To był magiczny czas, w którym Victor powiedział, że mnie kocha”. I tyle. Naprawdę… nie mogę uwierzyć w to, że nawet wyznanie miłosne nie zostało przedstawione bliżej, opisane w pewnym ciągu, żeby rozpalić serca czytelniczek – romantyczek.
Gdzieś się przy tym tomie Benavent pogubiła – jest to w dodatku nie tylko moja opinia – ta część także w ocenach na lubimyczytac.pl wypada najsłabiej względem pozostałych. Tę powieść należy ściśle postrzegać jako kontynuację pierwszej części – nie ma sensu czytania tej książki bez znajomości poprzednich tomów. Jedynie ta znajomość pierwszego tomu i postrzeganie jej jako kontynuacji, powiedzmy niezbędnej w rozwoju akcji jako tako ratuje sytuację…
Miałam podczas czytania wrażenie, że tę książkę napisał ktoś inny albo Benavent miała niezły kryzys twórczy. Brakuje tu lekkości, porywającej fabuły, skrzących się humorem (ale często też subtelnym erotyzmem) dialogów. Znacząco odbiega od pozostałych tomów, także pod względem językowym. Jest takim „zapychaczem”, żeby czytelnicy o serii nie zapomnieli nim nie pojawi się przestrzeń na napisanie czegoś naprawdę dobrego, rozwijającego znacząco historię. Tu mamy za to ciągłe wahania nastrojów, marudzenie i poczucie ogólnego rozchwiania, które jest po prostu męczące. Fani cyklu przemkną przez ten tom w oczekiwaniu na konkrety. Mam nadzieję, że nie porzucą po tej książce całości serii… bo później, im dalej – tym lepiej!
Moja ocena: 5/10